"Wszystko jest pogrążone w idealnie zaplanowanym chaosie..." Atrocious Filth - OVV (RECENZJA)
Prawie
każde miasto w Polsce może szczycić się swoją perełką muzyczną. I tak na
skojarzenie o Olsztynie większość z Was powie: Vader. Grzechem jest jednak nie
znać warmińskich reprezentantów industrial metalu Atrocious Filth. Ja nie
znałem, ale poznałem i nie żałuję ani jednej minuty spędzonej w towarzystwie Andrzeja
Choromańskiego (gitara), Leszka Rakowskiego (bas), Tomasza Bardegi (wokal) oraz
Gerarda Niemczyka (perkusja). Wyżej wymienione powiązanie nie jest przypadkowe,
bowiem zespół pod koniec lat 90’ ubiegłego wieku powstał z inicjatywy
perkusisty Krzysztofa „Docenta” Raczkowskiego, który jednocześnie był
bębniarzem formacji Vader. Na najnowszy album wydany 7 stycznia 2021 roku o
nazwie „OVV” nie musieliśmy czekać ponad dwie dekady, jak w przypadku przerwy
między „100% JESUS” a „MOANS”. I powiem Wam – jest ciężko, i to bardzo.
Niezwykle podoba mi się okładka albumu zaprojektowana przez Maëlle Cadoret. Można rzec po przesłuchaniu materiału, iż idealnie się wpasowuje w konwencję najnowszej płyty.
Długo
zbierałem się do recenzji materiału przygotowanego przez olsztyniaków. Być może
dlatego, że nie spodziewałem się tak ciężkiego i mocnego grania na albumie. Utworów
jest siedem, a okraszone są pojedynczymi literkami. Jak się potem okazuje, monolog
prowadzony przez Tomasza Bardegę w kompozycjach złożony jest z wyrazów zaczynających
się na tę samą literę, co dany tytuł kawałka. Kolejny ciekawy zabieg nadający
coraz to więcej tajemniczości samego albumu.
A
co możemy powiedzieć na temat muzyki? Jest cholernie ciężko. I to dosłownie. Jakby
tak zliczyć, co Atrocious Filth umieścił na „OVV” to można rzec, iż jest to industrial
metal połączony z połamańcem rytmicznym oraz swego rodzaju jazzowymi wstawkami
z psychodelicznymi momentami. Ciężko jest zaszufladkować ten materiał, ponieważ
wszystkiego jest dużo. Niektórym słuchaczom na pierwszy rzut ucha nic nie będzie
się kleić ze sobą. W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że wszystko jest pogrążone
w idealnie zaplanowanym chaosie. Gerard Niemczyk potrafi udowodnić, że mimo
połamanego rytmu można pobujać w pewnych momentach główką i potuptać nóżką.
Klaustrofobiczny surowy bas Leszka Rakowskiego w utworach trzecim „L” czy czwartym „T” w natłoku innych budzących
niepokój patentach sprawia, że nie posłuchamy najnowszej płyty sami w ciemnym
lesie. Chyba, że ktoś ma dostatecznie mocną psychę. Gitarowe przesterowane momenty
Andrzeja Choromańskiego przypominają stare dobre brzmienie Sepultury, co
subtelnie domyka całą płytę w całość.
Nie
takiego grania się spodziewałem, ale wyszło to raczej na lepsze. Zaskoczony
jestem spójnością diametralnie odmiennych od siebie motywów. Ten materiał
zalicza się do tej grupy, który trzeba przesłuchać kilka razy, by wydać końcową
opinię na jego temat. Ambitna płyta, która wydaje mi się, że zdobędzie miano
kamienia milowego w życiu zespołu. Taką drogą powinni postępować dalej i raczyć
nasze uszy dziwnymi dźwiękami. Albo polubicie ową drogę albo znienawidzicie.
Więc przygotujcie swoje słuchawki, zabezpieczcie się w ręczniki, zgaście
światło i odtwórzcie „OVV”. A ja wracam z powrotem do „F”.
PŚ
Setlist:
01.
F
02.
N
03.
L
04.
T
05.
D
06.
A
07.
O
Komentarze
Prześlij komentarz