"Ojcze nasz..." Batushka - ЦАРЮ НЕБЕСНЫЙ (RECENZJA)

 

Zdaję sobie sprawę z tego, jak przereklamowanym i nudnym stał się temat tegoż black metalowego zespołu. Wielokrotnie odnosiłem się do konfliktu między Bartłomiejem Krysiukiem a Krzysztofem Drabikowskim, porównywaniem Hospodi do Panichidy etc. Jednakże trzeba stwierdzić, że to właśnie pierwszy z nich jest najbardziej aktywny od momentu rozłamu. Najpierw wcześniej wspomniane „Hospodi”, które przyjęło wiele negatywnych opinii na klatę oraz odwrót fanbase’u Batushki. W pandemicznym roku 2020 uszy słuchaczy zostały uraczone EP-ką „Raskol”, porównywane w wielu recenzjach do debiutu z 2015 „Litourgiya”. Lecz nie oszukujmy się – tak dobrej płyty grupa już nie nagra. No i nadszedł marzec 2021, a wraz z nim po 8 miesiącach kolejna płyta krótkogrająca pod szyldem „ЦАРЮ НЕБЕСНЫЙ” (czyt. Carju Niebiesnyj). Jak owe blisko 30-minutowe wydawnictwo wypadło na tle poprzedników? O tym w poniższej przedpremierowej recenzji.

Kiedy otworzyłem paczkę od wydawnictwa, pierwszym aspektem rzucającym się w oczy jest nietypowy kolor okładki. Niebieski. Tropem wcześniejszego „Raskola” nie mamy już Madonny z dzieciątkiem czy Jezusem, a kompletnie inną koncepcję. Z mrocznej oraz kontrowersyjnej szaty graficznej pozostał tylko odwrócony krzyż prawosławny. Dziwnie to zabrzmi, ale już po obrazku na płycie możemy przyszykować się na to, że zespół zaoferował nam kompletnie co innego, niż się spodziewaliśmy.

Utwory są okraszone tytułami „ПИСЬМО” (Pismo) z kolejnymi numerami od jedynki do szóstki. Na Insta Story Batushki można było śledzić przebieg produkcji płyty. Najbardziej zaciekawiła mnie kolaboracja z orkiestrą dętą, mandoliną oraz tajemniczym żeńskim wokalem. I nie powiem – czekałem na tę płytę. Jako zapowiedź usłyszeć mogliśmy czwarty utwór z tejże EP-ki, który już wyróżniał się postępem w procesie produkcji. Mroczne riffy, chórki prawosławne, wszechobecne blasty perkusji oraz scream Krysiuka – do tych aspektów przyzwyczaił nas zespół. Nie brakuje tego na albumie z 2021 roku. Nadal jest mocno i soczyście. W porównaniu do pozostałych kawałków wypada chyba najlepiej.

„Pismo II” oraz "Pismo III" wali od samego początku mocnym rozwiązaniem oraz złowieszczym screamem wokalisty. Na tej płycie znajdziemy również wszędzie wciśnięte tremolo na mandolinie. Trzeba się do tego jednak przyzwyczaić. „Pismo V” jest pewnego rodzaju przerywnikiem i odpoczynkiem od metalowego grania. Ukazuje się tutaj, czym tak naprawdę jest tytułowy Carju Niebiesnyj. Jest to odpowiednik katolickiej modlitwy „Ojcze nasz…”, a wykonywany przez wcześniej wspomniany tajemniczy żeński głos. Buduje atmosferę oraz napięcie, ale czy trzeba było tworzyć z niego ponad 3-minutowy utwór? Nie sądzę. Niestety, z klimatycznej modły zrobił się zapychacz, aby minuty na wydawnictwie się zgadzały.

Jestem pod wrażeniem ostatniego utworu z szóstką na przedzie. Wszystko to, co wymieniłem wyżej, czyli orkiestracja z nietypowym dla Batushki instrumentarium zamykają album, tworząc przepotężny i genialny patent na całym krążku. Przypomniał mi się nagle zamykający płytę „Satanist” utwór Behemotha „O Father, O Satan, O Sun”, czy pochodzący z „I Loved You at Your Darkest” kawałek „Ecclesia Diabolica Catholica”. Wracając do tematu. Batushka nauczyła się zamykać album oraz utwór podniośle, że na długo zapadnie w pamięci słuchaczy oraz fanów.

Po wielokrotnym przesłuchaniu nadal zastanawiam się, jak zakończyć recenzję. Skuszę się na słowo „postęp”. Nie mamy do czynienia z Batushką z roku 2015 czy 2020, które często były do siebie porównywane. Bez sensu jest porównywanie debiutu do teraźniejszych tworów, ponieważ można rzec, że mamy do czynienia z dwoma innymi zespołami. Reszta utworów wypada dosyć mizernie. Owszem, znajdziemy tam chwytliwe patenty przesterowanej gitary czy harmonizujące się chórki. Jednakże nie znalazłem momentu, który by mnie urzekł. Chwała za to, że nie otrzymamy już drugiej odsłony „Hospodi”, która możliwe pod szyldem innego zespołu przyjęłaby się o wiele cieplej. Chwile „ciszy”, czyli delikatne plumkania gitarowe z szeptem czy monologiem wokalisty może i robią ogromne wrażenie podczas pierwszego odsłuchu, bo przecież tego rozwiązania nie było dotychczas w dyskografii metalowców. Podsumowując: będę wracać do tego krążku z wielką chęcią, to jest bardziej niż pewne. Lecz czy na to czekali fani? Opinię zostawiam Wam.

 PŚ

Setlist:

1. ПИСЬМО I / PISMO I

2. ПИСЬМО II / PISMO II

3. ПИСЬМО III / PISMO III

4. ПИСЬМО IV / PISMO IV

5. ПИСЬМО V / PISMO V

6. ПИСЬМО VI / PISMO VI

Komentarze

Popularne posty