"Te chłopaki od reverbu..." The POKS - Na Atomy (2020) RECENZJA
Nadeszła
jesień, a wraz z nią muzyczne eksperymenty i nowe wydawnictwa. Pandemia
nieszczęsnego wirusa, która obiegła cały świat bez wyjątków, nie pozostawiła na
branży muzycznej suchej nitki. Zamknięci w domach, salach do prób, garażach
strudzeni muzycy oraz kompozytorzy kleili nowy materiał. Chłopaki z krakowskiego
kwartetu The Poks nie zrobili inaczej. Skład zespołu tworzą: Łukasz Dąbrowny –
wokal i gitara; Dominik Gałenza – gitara, syntezator; Adam Balicz – perkusja
oraz Rafał Drozdowski – gitara basowa. Dwa ostatnie lata w przypadku dalej
omawianego zespołu były bardzo intensywne. 2 września wydali swoje drugie
dziecko w postaci EP-ki „Na Atomy”. Kontynuacja, choć składa się z tylko
czterech ponad trzyminutowych utworów, przepełniona jest alternatywnym rockiem
w niecodziennym wydaniu.
Przedpremierowo zespół podzielił się utworem „Charles Floyd”, który zarazem otwiera naszą ambientowo-rockową przygodę. Harmonizujące się gitary z ogromną ilością soczystego echa i pogłosu rozpoczynają tenże kawałek. Jeśli ktoś kiedykolwiek spyta się mnie, z czym mi się kojarzy The Poks, bez zawahania odpowiem – ach, to te chłopaki od reverbu. Spokojny ton głosu wokalisty sprawia, że kompozycje zawarte na tym albumie spajają się w ciekawe, żądne eksploracji nuty. Połączenie klimatycznego wstępu i mocniejszej kontynuacji powoduje, że w moim odczuciu jest to najlepszy kawałek na całym albumie, najbardziej wyważony i najbardziej urozmaicony.
Wstęp
do utworu „Kolory” jest do złudzenia podobny do poprzednika. Tutaj pada ciekawe
stwierdzenie „rozpadania się na atomy”, skąd grupa obrała tytuł i miano swojego
krążka. Chórki w piosenkach to nie jest nowość w sztuce lub swego rodzaju
innowacyjność. Lecz chór, który śpiewa mocnym, dziecięcym głosem wspomniane już
stwierdzenie, połączymy to z tą charakterystyczną gitarą, tworzy to ciekawy
zabieg. Niestety, lecz powtarzające się partie instrumentalne, schemat stylu
(czyli delikatny sześciostrunowiec i masa pogłosu) tracą na tym utworze, który
w warstwie tekstowej i produkcyjnej jest po prostu genialny.
Na
EP-ce znajdziemy także utwór w języku angielskim - jest to trzecia kompozycja
„Space Flight”. Dopiero tutaj możemy usłyszeć, że do instrumentarium zespołu
dochodzi magiczne pianino. Utwór sam w sobie jest najspokojniejszym z całej czwórki,
a zarazem bez żadnego wyrazu. Nie ma jakichś charakterystycznych momentów,
kawałek po prostu płynie. Od czasu do czasu dochodzą nowe partie: to perkusja,
to chórek. Co prawda – może być idealnym soundtrackiem do latania w przestrzeń,
jak sam tytuł sugeruje.
Ostatnia
kompozycja na tym albumie zauroczyła mnie warstwą tekstową. Nie można zarzucić
tekściarzowi braku pomysłów na słowa. Jak na utwór finalizujący, ten jest… zbyt
spokojny. Ma to wielki plus – pozostawia słuchacza w jeszcze lekkim transie,
który jeszcze analizuje ostatnie dźwięki. Z drugiej zaś strony, na pierwszy
rzut ucha, kawałek niczym szczególnym się nie wyróżnia.
Cóż
ja mogę powiedzieć. W ramach odpoczynku od mocniejszych brzmień szukam
schronienia w takim właśnie klimacie. Kilka recenzji mam na koncie, lecz tę
pisałem najdłużej i pisało mi się ją najciężej. Bezstronnie starałem się
wyselekcjonować smaczki. Czuć inspirację takimi gigantami, jak Radiohead, Sigur
Rós czy God is an Astronaut. Być może nie takiego rocka alternatywnego się
spodziewałem. I żeby pozostać w tej refleksji to powiem, że płytę, pomimo
momentów nudy i niedopowiedzeń, polecam. Może nie każdy polubi alternatywę w
tym wydaniu, zbyt spokojną, jakby nie miała końca. Płyta trafi do wąskiej
rzeszy publiki i słuchaczy. Teksty są trafne, napisane bez żadnych zbędnych
zakrętów i pseudoprzenośni. Album obronił się na ocenę dobrą. Osobiście życzę
The Poks samych sukcesów, nie zwariowania w tych dziwnych czasach i coraz
lepszego materiału na przyszłe krążki, bo ci reprezentanci tego podgatunku
mają, moim skromnym zdaniem, wielki potencjał na dzisiejszym rynku muzycznym.
PŚ
Setlist:
01. Charles Floyd
02. Kolory
03. Space Flight
04. Szum
Komentarze
Prześlij komentarz