"Płyta jest jednym wielkim filmem..." PostNatura - The Great Silence RECENZJA

 


Wszelkiej maści gatunki z przedrostkiem post- nie są w Polsce i wschodniej Europie dość znane. Szkoda, bo muzyka instrumentalna ukazuje całe spektrum możliwości jej rozegrania i wykorzystania. Jesteś tylko Ty i podkład. Ową domeną reprezentanci z Olsztyna skierowali zmysły fanów na ten właśnie tor już drugi raz (nie licząc pierwszej home-made EP-ki, która była wytworem eksperymentalnym). Wydany 6 listopada album „The Great Silence”, który skrywa w sobie 9 kompozycji, wprowadza nas w 46-minutowy trans. Śmiało można rzec – o wiele lepszy, niż ten sprzed trzech lat. Ale wszystko po kolei.



W recenzji „PostNatura” napisałem takie stwierdzenie, że to nie jest muzyka do wyjścia po zakupy, do miasta czy niedzielnego obiadu z teściową przy Familiadzie. Nic się nie zmieniło. Zaletą, która rzuca się w uszy na samym początku, jest zmiana podejścia do miksu i masteringu. Owszem, możemy usłyszeć bardzo bogaty warsztat Stanisława Dubowika (perkusja), lecz nie zalatuje wszechobecnym hukiem i nie wybija się na pierwszy plan, zagłuszając ambienty i wszelakie przeszkadzajki. Na tym krążku możemy usłyszeć więcej gitary, smyczka, basu, pogłosu oraz… pianina. Do tego aspektu zaraz wrócę. Czuć przy pierwszym odsłuchu, że partie instrumentalne wreszcie są wyrównane, jest wszystkiego po trochu i idealnie współgra ze sobą. Jak choćby efekt helikoptera w utworze „Trip”, gdzie podejrzewam, że Jacek Lasota (bas) pokręcił gałką od delaya, tworząc złudzenie przestrzeni. Piękna rzecz.


Od momentu premiery ostatniej płyty zauważamy progres u trzeciej twarzy zespołu Danielu Świderskim (gitara, pianino), który do dotychczasowego uderzenia przesterem i smyczkowania echem dołożył kolejną cegiełkę w postaci klawiszy. Numer „Burning Woods” mogę śmiało włączać w tle jakiegoś dreszczowca czy thrillera, a wręcz genialne outro „The Great Silence” jest napisane na wzór napisów końcowych w filmie. PostNatura jako zespół mają doświadczenie w graniu do wideo czy wizualizacji. Nie dziwi mnie więc to, że płyta jest ułożona w styl soundtracku zarówno do filmu czarno-białego, jak i do współczesnego. Płyta jest jednym wielkim filmem.



Muzyka, obraz, kinematografia, las – wszystko to inspiruje zespół w twórczości ogólnej, a co także zaprezentowali na najnowszym krążku. Ba, nawet mamy nutkę folku – pod koniec kawałka „Battle of Insects” jest wpleciona serbska pieśń weselna Ajde Jano. Tyle, że w wydaniu olsztyńskiej grupy. Nie przestaną mnie zadziwiać.

Zliczmy więc, co my tu do końca mamy: gitara, smyczki, pianino, ambient, bas, perkusja, gitara akustyczna, wszelkiego rodzaju bębenki i przeszkadzajki. Dużo tego, prawda? Rozdzielone to w różnym stopniu powoduje, że mamy wszystkiego dużo za wiele. Brakuje mi typowych przesterowanych utworów, jak w przypadku albumu z 2017 roku (co nie oznacza, że mocne momenty gitary prowadzącej są złe lub jest ich za mało). W jednym momencie w „Empty Spaces, Forgotten Names, Abandoned Villages” po głównym patencie jest masa wszystkiego. Kilkanaście nałożonych na siebie ścieżek nie pozwala na skupieniu się tylko i wyłącznie na jednej z nich. A może był to taki specjalny zabieg, by odsłuchać krążek kilkanaście razy? Kto wie?



No jest lepiej. Zdecydowanie. Płyta z listopada jest idealną ścieżką dźwiękową do jesiennej słoty i wieczornego deszczu za oknem przy herbacie czy grzanym winie. Chociaż w niektórych momentach także jakichś środkach psychoaktywnych. Chłopaki nadal potrafią zaskoczyć pomimo długiego już stażu na scenie. Lecz niestety muszę znowu przyznać – ponownie trafili w najgorszy możliwy czas. „PostNatura” wydana przed świętami Bożego Narodzenia przykryła ilość obowiązków przedświątecznych i kolorowych lampek choinkowych. „The Great Silence” musi również odczekać swoje. Pandemia nie pozwala na zorganizowanie porządnego koncertu premierowego, gdzie każdy szczegół można usłyszeć na żywo. A uwierzcie mi, że jest warto iść na ich występ. Chociażby po muzykę z psychodelicznymi wizualizacjami. Pobili swój debiut na łopatki i trzymam mocno kciuki, żebyśmy mogli zobaczyć ten materiał w realu. Na razie rozkoszujmy się na serwisach streamingowych. A ja lecę uruchomić setny raz „Sleeping Lakes”. I uwolnić Wielką Ciszę na osiedlu.

Setlist:

01. Sleeping Lakes

02. Trip

03. Color of Smoke

04. Battle of Insects

05. Lurking Evil From The Forest Hut

06. Last Cool Breaths

07. Empty Spaces, Forgotten Names, Abandoned Villages

08. Burning Woods

09. The Great Silence

 

Komentarze

Popularne posty