"Metalcore ponownie wchodzi na salony, rozpychając przy tym łokciami inne gatunki metalowe (...)" KAOZM - Labyrinth RECENZJA
Czy
pamiętacie kolorowe lata 90’ i 00’ w świecie muzyki? Istną powódź zespołów
punkowych, rapmetalowych, numetalowych oraz metalcore’owych? Szczerze, przez
ostatnie 10 lat nie usłyszałem dobrego powrotu do tychże korzeni. Sytuacja się
zmieniła, kiedy to czystym przypadkiem natrafiłem na zespół (polski zespół!),
wykonujący repertuar z wcześniej wspomnianych numetalcore. Mowa tutaj o Kaozm,
czyli pięciu jeźdźcach apokalipsy z Poznania/Jarocina, którym niskie gitarowe
dropy i wszechobecny growl nie są obce. 20 września 2020 jest datą, która
głęboko zapadnie nam w pamięci, kiedyż to chłopaki wydali na świat swoje
pierworodne dziecko w postaci płyty długogrającej „Labyrinth”. Grupa nagrała
swoje debiutanckie 13 utworów w składzie: Maciej "Grobel" Grobelny (wokal),
Piotr "Kniatol" Kniat (gitara, program), Przemysław "STI"
Święcicki (gitara), Rafał "Kruchy" Krushel (perkusja) oraz Bartosz
„Szczepix” Szczepaniak (ex-bas).
Na
tej płycie znajdziemy wszystko, co ocieka testosteronem, czyli: nisko
nastrojone gitary, psychodeliczne chórki, brutalny scream wokalisty,
headbangingowe riffy i zarost samych członków zespołu. Jesteś typem osoby, która na słuch o "metalcore" wykonuje jedną z fizjologicznych czynności? Powstrzymaj się, usiądź i posłuchaj.
Bez
zbędnego ociągania możemy usłyszeć tajemniczą zapowiedź w otwierającym krążek
utworze „Animal”. Utwór szybko się rozkręca, po czym dostajemy w twarz kanonadą
dźwięków dochodzących z gitar i perkusji. Wokalista poradził sobie na ocenę
bardzo dobrą – growl i scream w języku angielskim wykonał z taką samą precyzją
jak ci na drugim kontynencie.
Początkowe
kompozycje są bardzo zróżnicowane, pod względem zmiany rytmu bębniarza, progresji
gitarowej i wszechobecnych „przeszkadzajek” w postaci chórków, elektroniki czy harmonizacji.
Mamy tutaj do czynienia z prawdziwą świeżością. Albo powrót do przeszłości. Kaozm
nie gra oklepanych rytmów no-name’owych kapel, które wykonują metal wszelkiej
maści. Lecz im dalej w las, tym bardziej robi się pod górkę. Przy około ósmym
utworze doznałem monotonii powtarzania tych samych patentów i tego samego
klucza. Szkoda, mimo ciekawych rozwiązań i smaczków, które spajają tę płytę w
całość i wyróżniają się w tym chaosie instrumentarium, słuchanie tej płyty było
po prostu „nudne”. Na samym początku przesłuchu nie doznacie tego tak szybko,
ale z biegiem odtwarzania usłyszycie schemat „0-1” lub „0-12-13” na
najgrubszych strunach gitary. Moim zdaniem, brakuje takiego jednego lub dwóch
numerów, nawet jednominutowych, w których nie wali się tak przesterem, a można
pobawić się ambientem i lżejszym dźwiękiem (owszem, takie momenty są w utworach
same w sobie). Ucho słuchacza mogłoby w tym czasie odpocząć i przygotować się
na następne blasty i riffy.
Ale,
ale. Jednego chłopakom może pozazdrościć niejeden producent – wplatanie elektroniki
w tak mocny gatunek muzyczny. Nie jest jej za dużo, co nie kategoryzuje Kaozm
pod techno czy dubstep. Jest ona słyszalna w pojedynczych momentach, a
genialnie wykorzystana jest np. w utworze "Sense of Morality" czy „Icarus”. Jeden z wielu aspektów na
tej płycie, który ją urozmaica i dodaje ciekawego kontrastu. Idealnie wyważone - lubię to.
Nie
żałuję, że serwisy streamingowe poleciły mi tę płytę do odsłuchu. Podsumowując:
jest to odświeżona wersja numetalcore’u sprzed kilkunastu lat z dodaniem
nowoczesnych rozwiązań. I to jeszcze w polskim wydaniu. Jestem wręcz pod wielkim wrażeniem, w jaki sposób metalcore ponownie wchodzi na salony, rozpychając przy tym łokciami inne gatunki metalowe. Mix i mastering jest na
wysokim poziomie, słucha się tego materiału mega przyjemnie. Znalazłem już
kilka utworów, które są w mojej liście Top. Czas pandemii, który jest dla nas
bardzo trudny i wymagający, chłopaki przeznaczyli go bardzo owocnie. Gratuluję
też tego, że podjęli rękawice i nagrali od razu płytę długogrającą, nie EP-kę
(ciężko byłoby wybrać cztery czy pięć kawałków). Życzę im z całego serca
szybkiego powrotu do koncertów, bo takie monstrum, jak w przypadku „Labyrinth”,
musi zostać uwolnione na scenie i wśród publiki.
PŚ
Setlist:
01. Animal
02. Re-ignite
03. #Eardope
04. Apostles of War
05. Sense of Morality
06. Way back home
07. Icarus
08. Revelation God
09. Dual
10. Katharsis
11. Deathwish
12. Clutching chain
13.
Labyrinth
Komentarze
Prześlij komentarz