"Nie jest to muzyka do wyjścia po zakupy..." Post Natura - PostNatura (2017) RECENZJA
Słyszysz
pierwszy dźwięk, zamykasz oczy i odpływasz. Nie skupiasz się na słowach, bo ich
nie ma. Jesteś tylko Ty i muzyka, Ty i ciężki post-metal, Ty i Twoja
wyobraźnia. Takim właśnie materiałem przygotowali nam prezent na święta
chłopaki z PostNatury, olsztyńskiego kwartetu. Koncertowali na terenie całej
Polski cztery lata, wygrywali prestiżowe nagrody, by wreszcie uraczyć swoich
słuchaczy materiałem w bardzo dobrej jakości.
Powiedzmy sobie
na początku – nie jest to muzyka do wyjścia po zakupy, sprzątania bądź
niedzielnego obiadu z teściową i Familiadą. Siedem kompozycji, które
znajdziecie na owej płycie, zawierają masę detali. Każde echo gitary, każde
szarpnięcie basu jest czymś, co chcesz odkrywać dalej, zagłębić się i nie
wychodzić. Chciałbym zwrócić także uwagę na kilka bardzo ważnych aspektów i
ciekawych rozwiązań, których olsztyniacy używają podczas swoich pokazów.
Słuchając
otwierającego album „Gagarina” już w pierwszych sekundach masz przed oczami
gościa w kombinezonie, który sobie lata w kosmosie. Jednak to, czy jest
zadowolony, czy czuje strach, czy dumę – wyobrażasz to sobie sam. W „Czaplach”
czujesz typową słowiańskość, tylko że w nietypowej interpretacji. W „Siostrze”
burzę hormonów nastolatka. A już we „Frankensteinie” odczuwasz oddech na plecach.
Można tak wymieniać w nieskończoność. Narastające tempo, przejścia z lekkich
smagań smyczkiem po strunach gitary do mocniejszego kopa (tak, gitarzysta używa
smyczka do gitary) trzymają słuchacza w napięciu.
Jeśli ktoś jest
z wyobraźnią na bakier to jeszcze nic straconego. Podczas koncertów wyświetlane
są wizualizacje z użyciem starych filmów czarno-białych, kina niemego bądź
kinematografii niszowej. W połączeniu z psychodelicznymi elementami,
rozwijającymi się w rytm muzyki, czujesz się jak po dobrej działce od dilera.
No może nie aż tak. Ale co jest zadziwiające, to wszystko ze sobą współgra i
tworzy piękną całość!
Żeby nie było
tak kolorowo, och i ach i w ogóle pięknie to jest malutka wada. Liniowość. Niby
kompozycje różnią się mocno od siebie, ale z powtarzającym się rytmem perkusji,
która momentami zagłusza muzykę, można się zmęczyć. Słuchanie w kółko dudniącego werbla lub
głośnego talerza doprowadza czasami do zniechęcenia się, bądź co bądź,
genialnym materiałem.
Płynne przejścia
gitarowe, mocne i niespodziewane uderzenia, akustyczne wstawki, wizualizacje
rodem z narkotycznego snu – to jest właśnie PostNatura. A omawiany album to
kawał solidnego metalu w instrumentalnym, niecodziennym wydaniu. Owszem, ktoś
może powie: jasne, ale posłuchaj sobie Russian Circles. Słucham. Jednakże moim
skromnym zdaniem chłopaki, jak na Polskę, robią świetną robotę. Z całego serca
im życzę rozpowszechnienia się poza granicami naszego kraju i coraz lepszych
pomysłów. Miejmy nadzieję, że materiał otworzy uszy koneserom ciekawej muzyki i
ciężkiego grania. Oraz że na jesień wrócą z koncertowaniem, nie mogę się
doczekać kolejnych doznań.
PŚ
Setlist:
01. Gagarin
02. Czaple
03. Nepal
04. Frankenstein
05. Siostra
06. Dybuk
07. Stary człowiek i morze
Komentarze
Prześlij komentarz