"Co zrobić, gdy już przesłuchało się cały album pięćdziesiąt razy?" Rammstein - Rammstein RECENZJA


Czy mieliście kiedyś tak, że jako dziecko czekaliście na coś niecierpliwie? Na pewno tak. Takie uczucie uaktywniło się pewnie u wielu fanów niemieckiego, ciężkiego grania po informacji o nowej płycie. A już na pewno wzmogły się po premierze czołowego teledysku do utworu „Deutschland”. Mowa tu o krążku naszych zachodnich sąsiadów, którzy nieustannie zaskakują od 1995 roku – Rammstein.

Siódmy studyjny album, nazywający się identycznie jak sekstet, długo był wypatrywany i wyczekiwany. 11 kompozycji ujrzało światło dzienne po dziesięciu latach, szokując i… rozczarowując jednocześnie. Ale po kolei.

Kiedy odebrałem zamówioną edycję specjalną, obawiałem się, co tak naprawdę zamówiłem. Czy będzie to coś w stylu najlepszego „Reise, reise”, czy mojego ulubionego „Sehnsucht”. Jednak nie mogłem się powstrzymać i wręcz rozszarpałem karton, za co przepraszam idealistów i kuriera. Przesłuchując kolejne utwory zastanawiałem się, czy żyję w prawdziwym wymiarze, że słucham czegoś nowego od chłopaków, czy może jeszcze smacznie śpię w łóżku. Kiedy ostatnia nutka zamknęła całą burzę emocji to usiadłem (tak, cały czas stałem) i poczułem lekki niedosyt. Oczekiwałem po tej dekadzie czegoś… lepszego. Nawet nie można opisać do końca, czego tam brakowało, ale tak się czułem. Jedyne, co mi pozostało, to włączyć jeszcze raz i analizować wersy, muzykę, pomysły na spokojnie.

„Rammstein” zachowuje sam w sobie moc. Czuć, że to jest nadal mocne granie, chwytliwe riffy, proste i trafiające w punkt teksty, jest do czego pobujać główką lub potuptać nóżką. Ale też nie brakuje czegoś dla melancholików, chociażby utwór „Diamant” jest mocnym wyciskaczem serca. Jednakże wiadomo, Till i spółka trzymają się żelaznej zasady „sechs Herzen, die brennen” („sześć serc, które płoną”). W końcu niemiecka precyzja. Jest mocno, rytmicznie, wszystko dokładnie dopracowane. Jest ukazana chluba i haniebne czyny narodu niemieckiego? Jest. Coś o podróżowaniu? Jest. Odrywanie lalce głowy? Jest. Coś o seksie? Jest (nie jest to co prawda „Pussy”, ale może poczekajmy na teledysk *wink*). Wspominałem coś o rozczarowaniu, prawda? No właśnie. Chłopaki poeksperymentowali trochę z elektronicznymi dźwiękami, czego efektem są na przykład utwory „Radio”, „Ausländer” czy „Weit Weg”. Jednakże zasada „klepania” jednej piosenki w kółko się sprawdza, ponieważ po kilkunastu odsłuchach już to nie przeszkadza. Ba, nawet „Radio”, do którego byłem na początku sceptycznie nastawiony, stał się moim jednym z ulubionych na tej płycie. A co zrobić, gdy już przesłuchało się cały album pięćdziesiąt razy? No oczywiście, że włączyć pięćdziesiąty pierwszy! Chociaż ja wziąłem się za naukę tych utworów na gitarze (połączenie przyjemnego z pożytecznym, he).

Podsumowując: szukasz mocnego grania, śpiewu i tekstów w innym języku, oczekujesz niezapomnianych wrażeń na koncercie, lubisz niemiecki (tu chyba przesadziłem)? Jak najbardziej polecam album „Rammstein” grupy Rammstein. Tak, specjalnie tak napisałem. Chłopaki grają dalej kawał solidnego metalu i życzę im kolejnych dobrych lat na scenie. Jedynie nowe rozwiązania klawiszowca Flake’a mogą zrazić na początku, ale to zostawiam do głębszej dyskusji i interpretacji. Obyśmy nie czekali tak długo na kolejną płytę, jak w przypadku tej omawianej. Na razie cieszmy się świeżym materiałem i niesamowitymi pokazami. Mi zostało odliczać dni do koncertu w przyszłym roku w Warszawie i iść po mleko ze słuchawkami w uszach.

Setlist:

01. Deutschland

02. Radio

03. Zeig dich

04. Ausländer

05. Sex

06. Puppe

07. Was ich liebe

08. Diamant

09. Weit Weg

10. Tattoo

11. Hallomann

Komentarze

Popularne posty