"Był ogień, były fajerwerki..." Koncert Metallica 21.08.2019 PGE Narodowy RELACJA
Ubiegłoroczny
koncert w Krakowie wstrząsnął całą Polską od fundamentów. „Kiedy znowu zagrają
u nas?” – niejednemu fanowi to pytanie spędzało sen z powiek. Długo czekać nie
musieliśmy, kolejne wrażenia zostały zaplanowane na drugą połowę sierpnia 2019
roku.
Kiedy
przyjechałem około południa do Warszawy, rzuciło mi się w oczy mnóstwo ludzi z
koszulkami i gadżetami Metalliki. Było już czuć, że cel jest tylko jeden –
podbić PGE Narodowy. Po dokładnej kontroli przed stadionem zasiadłem na
trybunie i nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Płyta przed sceną i trybuny w
mgnieniu oka wypełniały się setkami fanów. Z minuty na minutę było czuć
napięcie i gotującą się atmosferę. Po udanych supportach (Bokassa i Ghost)
wszyscy czekali na gwiazdę wieczoru. Co prawda kwartet spóźnił się około 30
minut, ale zrekompensowali to istnym show, o czym już zaczynam opowiadać.
Gasną światła,
na stadionie wrzawa i oklaski. Zaczynasz odczuwać dreszcz, słysząc „Ecstasy of
Gold”. Wiesz, po co przyjechałeś. Wiesz, co zaraz się wydarzy. I nagle… energia
w postaci „Hardwired”. Potem powrót do klasycznego „Memory Remains”. Śpiewasz
razem z całym tłumem część Marianny Faithfull. Chwila przerwy. James wita się
oficjalnie ze wszystkimi, mówiąc, że zagrają nowy materiał, coś ze środka i
bardzo stare kawałki, po czym zaczyna grać charakterystyczny riff do „The Four
Horsemen” z albumu Kill’ Em All. Następnie „Harvester of Sorrow” i
niespodziewany „The Unforgiven”. Wszystko jest udekorowane pięknymi
wizualizacjami przeplatanymi z fragmentami teledysku. Kolejne dwie kompozycje z
najnowszego albumu – „Now That We’re Dead” i klasyczne zapytanie Jamesa „Are
You alive?!”. Dalej „Moth Into Flame”. Młoty na telebimach zapowiadały
legendarny „Sad But True”. Następny w kolejce Death Magnetic i sztandarowe „The
Day That Never Comes”. Zrodziło się w mojej głowie pytanie – czy nie zapomnieli
o coverze? Po czym na front sceny wychodzi Rob i Kirk. Udowodnili, że Czesław
Niemen nadal żyje w naszych sercach, podejmując „Sen o Warszawie”. Nie ważne,
że zdarłeś gardło już na drugim kawałku. Śpiewasz ze wszystkimi razem, cały
stadion wypełniła wrzawa z gardeł tysięcy ludzi. Rob trudzi się nad trudnym
tekstem w naszym języku, ale kompletnie go nie słyszysz. Słyszysz i czujesz
dumę. Nagle Trujillo gra solówkę na basie, a w tle widzisz archiwalne koncerty
z Cliffem Burtonem. Po tym pięknym pokazie pamięci jesteś zdziwiony, ponieważ
Hetfield zaczyna śpiewać „St. Anger”. I nie, Lars nie uderzał w garnki i
patelnie (hehe). Krótki pokaz pirotechniki i wstawki maszerujących żołnierzy
zapowiadały hołd w postaci „One”. Kolejne kompozycje nie dość, że są moimi
najulubieńszymi, to jeszcze zostały zagrane po kolei. „Master of Puppets” i
standardowy śpiew refrenu przez tłum i okrzyk „Master!” Następnie zespół
wychodzi na przód sceny, wysuwa się druga perkusja i wykonanie, na które
najbardziej czekałem – „For Whom The Bell Tolls”. Kontynuowali powrót do
klasyki. „Creeping Death” (przypomniałem sobie Jasona Newsteda krzyczącego
potężne „Die!” – tutaj zrobił to stadion) i „Seek & Destroy”. Kwartet
schodzi ze sceny, a na telebimie ukazuje się logo Metalliki. To już? Koniec?
Ale jak to? Potężne oklaski w rytm „Spit Out The Bone” wywołują Hetfielda i
spółkę ponownie oraz flagę Polski za nimi. Solówka Hammetta zapowiadała
wyciskający serce „Nothing Else Matters”. Tutaj cała płyta i trybuny zostały
wypełnione światłem z latarek. Zespół oficjalnie pożegnał się „Enter Sandman”,
krótkimi przemowami od całej czwórki i wzruszającym trzyminutowym filmem z
podziękowaniem dla całej Warszawy.
Co ja mogę
powiedzieć? Jest to niezwykłe wydarzenie, na które czekałem niecierpliwie jak
dziecko i które zapadnie mi w pamięci na całe życie. Był ogień, były
fajerwerki, były niesamowite wizualizacje, były śpiewy, były łzy. Ktoś powie:
„Ale akustyka na Narodowym to jest dno”. Owszem, od tego pustego huku leczyłem
ból głowy przez cały następny dzień. I nie będę oryginalny, jeśli powiem, że
PGE nie nadaje się do koncertów, bo każdy to mówi. Ale mówcie, co chcecie – ja
przeżyłem fantastyczny wieczór, a dochodzić do siebie po tym wydarzeniu będę
przez najbliższy tydzień. Metallikę trzeba zobaczyć choć raz na żywo. Wtedy
widać, jaka prawdziwa energia bije od nich, pomimo wielu lat na scenie i wieku
całego składu. Mam cichą nadzieję, że nie będziemy długo wyczekiwać kolejnego
koncertu i cała czwórka przyjedzie do Polski jeszcze nieraz. Lars skwitował to
krótkim „jeszcze się zobaczymy”. Mnie pozostało wspominać piękne chwile i
trzymać rękę na pulsie na następne wydarzenia.
PŚ
Setlist:
The Ecstasy of Gold
Hardwired
The Memory Remains
The Four Horsemen
Harvester of Sorrow
The Unforgiven
Now That We're Dead
Moth Into Flame
Sad but True
The Day That Never Comes
Kirk & Rob's Doodle
St. Anger
One
Master of Puppets
For Whom the Bell Tolls
Creeping Death
Seek & Destroy
Spit Out the Bone
Nothing Else Matters
Enter Sandman
Komentarze
Prześlij komentarz